niedziela, 30 grudnia 2012

Poświątecznie i gwiazdkowo

Kolejne święta przeżyte :) dość dawno nic nie pisałam a to dlatego, że dni są krótkie i ciemne więc i czasu na złapanie dobrego światła niewiele. Dziś na szczęście miałam wolny cały dzień i mogłam sfotografować wszystko, co do tej pory czekało na fotki. Ale nie wszystko pokażę od razu bo potem znów nie będę miała o czym pisać ;p
Żeby załapać się jeszcze trochę na sezon świąteczny szybciutko pokażę więc frywolitkowe gwiazdki, które zrobiłam w zeszłym roku. W tym mi się nie chciało ;) oczywiście gwiazdki nie zawisły na choince bo zapomniałam zabrać je do rodziców. Zdjęcia wyjątkowo na czarnym tle bo białe na białym słabo widać. Niestety trochę niewyraźne :/ nie jestem wirtuozem aparatu, czasem zdjęcia wychodzą dobrze, czasem nie i nie umiem nic na to zaradzić :(





Właściwie to nie miało być świąteczne, ale jakoś tak wyszło, że kolczyki, które uszyłam przypominają mi kształtem anioła ze złożonymi skrzydłami :/ mojej koleżance też się tak skojarzyło, więc chyba coś jest na rzeczy. Niech więc idą razem z gwiazdkami i miejmy już te święta z głowy ;p


Następnym razem uszyję takie kolczyki tyle, że bez "głowy" i nie będą się dziwnie kojarzyć :D

No, to wyszedł mi czarno-biały post :D

Jako, że jest to ostatni post w tym roku to życzę wszystkim moim obserwatorom, zaglądaczom i przypadkowym "przechodniom" szczęścia, zdrowia, radości, miłości, pieniędzy i innych rzeczy, których zwykle nie mamy w nadmiarze a także moc pomysłów i twórczej weny w nadchodzącym 2013 roku!

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Zimowy komplecik

Nie zabrałam od rodziców zimowej czapki, toteż postanowiłam sobie zrobić. I tak miałam chrapkę na śliczną, szafirową włóczkę (mój najlepszy kolor!), której było dość mało i mama twierdziła, że nic już z niej nie będzie i najlepiej wyrzucić. Ja uparłam się, żeby została i dzięki temu mam ciepłą czapkę, rękawiczki z dwoma palcami i szyjogrzej.


Czapka klasyczna, jestem przeszczęśliwa, że udało mi się z obliczeniami i od razu wyszedł dobry obwód. Potem miałam troszkę prucia bo najpierw zrobiłam troszkę zbyt płytką, ale szybko to poprawiłam, i teraz jest w sam raz :)


Pierwszy raz robiłam rękawiczki z dwoma palcami, do tej pory robiłam takie wypasione, z pięcioma, ale ta włóczka była trochę grubsza i zmusiła mnie do zmiany liczby oczek w moim sprawdzonym schemacie. Z resztą wyszło mi to na dobre z trzech powodów: łatwiej i szybciej się robiło, zawsze to coś nowego i ciekawego, zużyłam mniej włóczki, dzięki czemu wystarczyło na szyjogrzej :)


Szyjogrzej to mój debiut - nigdy wcześniej nie robiłam czegoś takiego i obeszło się bez prucia :) na początku trochę nie wiedziałam co dalej po zrobieniu golfa, ale znalazłam ten opis, dzięki któremu można powiedzieć, że w miarę się udało. Ja robiłam trochę po swojemu, przede wszystkim nie wzorem francuskim, tylko dżersejem, żeby pasowało do reszty. Z tego powodu szyjogrzej nie jest doskonały, trochę się zwijają brzegi, no, ale zamierzam nosić go tylko pod kurtką, więc nie będzie się to rzucać w oczy.


A na koniec zdjęcie na żywym modelu (w tym wypadku na mnie)



Zdjęcia wyszły trochę dziwnie, aparat  zmienił kolor , musicie mi wierzyć, że w realu jest to ładniejszy, bardziej głęboki odcień. Wszystko dlatego, że przegapiłam dobre światło i musiałam zrobić zdjęcia przy takim sobie bo inaczej nie wiem, kiedy bym to zrobiła.
Nie napiszę dziś ani słowa więcej bo mam takie zmęczone oczy, ciągle widzę mroczki :/// położę się na chwilę, zamknę oczy to może przejdzie i będę mogła poodwiedzać Wasze blogi. Pa!

sobota, 15 grudnia 2012

Wracając do normy

Tak, to już chyba koniec świąt na moim blogu. Nie zanosi się, żeby miały powstać jeszcze jakieś ozdoby, jakoś nie mam weny. Systematycznie tworzą się natomiast inne rzeczy, na przykład te oto kolczyki. Jakiś czas temu, będąc na sutaszowej fazie, zachciało mi się COŚ zrobić. Nie miałam jasnej wizji, ale po chwili namysłu zrobiłam takie oto kolczyki Marianna (tak mi się jakoś skojarzyło z moją sąsiadką, która nie lubi hałasu - nie wie, biedaczka, co jej zafunduję w sylwestra ;D ). Kolczyki trochę improwizowane, do końca nie wiedziałam jak będą ostatecznie wyglądały.


Wydaje mi się, że są dość fajne - miłe, jasne kolory, delikatne koraliki a ponad wszystko lekkość, którą zawdzięczają filigranowej konstrukcji i małej ilości filcu z tyłu. Zastanawiam się, czy nie powinny zostać moje, ale obawiam się, że te kolory nie bardzo mi pasują do garderoby...

Poza tym męczę Renulkową serwetkę, pomału dobijam do końca bieżącego okrążenia - jak to dobrze, że nie ma jeszcze następnego! coś czuję, że będę musiała zrobić sobie dłuższą przerwę od tej robótki bo już nie mogę na nią patrzeć ;) mam nadzieję, że wystarczy mi sił na kolejne okrążenia.

Z przyjemnością zawiadamiam również, że licznik został złapany :) nagroda powoli się wymyśla ;) dziękuję za liczne odwiedziny, nie wiem, kiedy kolejna zabawa, ale pewnie za jakiś czas coś wymyślę ;)
Trzymajcie się ciepło i zdrowo!

czwartek, 13 grudnia 2012

Ślimaczki

Najwidoczniej lgną do mnie wszystkie małe potwory, bo oprócz motylków zjawiły się u mnie także ślimaczki - na szczęście sutaszowe bo nienawidzę ślimaków. Dobra, nienawiść to mocne słowo, ale moje relacje z żywymi ślimakami układają się najlepiej kiedy trzymamy się od siebie z daleka. Pierwsze to taki nowy pomysł - moim zdaniem bardzo udany, choć niezbyt może oryginalny (widziałam setki podobnych motywów na innych blogach, choć zwykle jako element większych kompozycji). Przy okazji udało mi się zrobić coś ładnego ze sznurka co do którego nie miałam wielkich nadziei (róż to nie jest mój ulubiony kolor...).



Szyjąc je popełniłam jednak straszne głupstwo - uszyłam pierwszego i wszystko było ok, nawet zastanowiłam się, przed uszyciem drugiego, żeby był lustrzanym odbiciem a nie kopią, po czym zaczęłam szyć i oglądać film (w zasadzie zawsze coś oglądam jak szyję albo dziergam albo supłam) no i wyszła mi... kopia! Wnerwiłam się potwornie ale sznurka sporo zostało więc w pełnym skupieniu uszyłam trzeciego kolczyka, takiego jak miał być. Ale powstał nowy problem - co z tym drugim? Niby możnaby zrobić wisiorek do kompletu ale wisiorki nie cieszą się popularnością wśród moich znajomych :/ Po namyśle zdecydowałąm się uszyć... czwartego kolczyka! Tym sposobem mam ich dwie pary, obie bardzo udane. Tej drugiej jeszcze nie wykończyłam, może wymyślę jeszcze jakieś urozmaicenie, żeby jednak troszkę się różniły (a może nie... ;))

A druga para to klasyczne ślimaczki ze ślicznym kryształkiem (kamyczkiem? takim czymś w metalowej oprawie!) uszyte z prlowskiego sutaszu, z którym trzeba coś zrobić a on nie do wszystkiego się nadaje. Wyszły bardzo malutkie - coś ok 1 cm średnicy, może ciut więcej. Im mniejsze kolczyki tym większa szansa, że ktoś będzie chciał je nosić ;p


Pozdrawiam wszystkim tuzaglądaczy, dziękuję za odwiedziny, a zwłaszcza za komentarze :)
Kurcze, miałam dziś męczący dzień...

wtorek, 11 grudnia 2012

Bombeczki Koroneczki

Zaraz całkiem się pogubię w tym, co już pokazałam, a czego nie. Ale nie mogłam się powstrzymać - na wszystkich niemal blogach królują świąteczne dekoracje i ozdoby,a u mnie nic. Wspólne ubieranie bombki zorganizowane przez Koroneczkę skłoniło mnie jednak do działania. Myślałam, że jednak sobie odpuszczę bo nie dysponowałam żadnym z zalecanych materiałów (bombka, Aida 20...), ale ostatecznie postanowiłam zrobić wszystko trochę po swojemu: gatki zrobiłam z kolorowych, tureckich nici 50 i do gotowych dobrałam pasującą styropianową kulę. Myślałam, że moje nici są cieńsze i że bombka będzie mniejsza, ale nie jest - ma ok 6 cm średnicy. Najwyraźniej nie zaciągam supełków tak mocno jak inni frywolitkujący... W każdym razie miałam jeszcze dwie kule i postanowiłam zrobić komplet :) zajęło to parę dni, ale już mogę pokazać


Na choince nie zawisną, bo pi pierwsze - nie posiadam, po drugie - muszą wisieć z dala od źródła ciepła. Wydaje mi się, że na tym zdjęciu kiepsko widać, jakie są ładne :( muszę jeszcze wymyślić gdzie je powieszę (teraz żałuję, że nie mam karnisza :-( ) no i obmyślić jakieś ładne "zawieszenie", pewnie skończy się na tasiemkach z kokardkami, ale zobaczymy.

Sporo wcześniej zrobiłam też cekinową bombkę podpatrzoną u Codziennej. Mój kulfon i tak się nie umywa :/ ale co tam, pokażę. W tej sztuce musi być jakiś haczyk - ledwo sobie poradziłam z wbijaniem szpilek bo ciągle trafiałam na te wbite wcześniej :/// śmiało mogę nazwać ją bombką zbrojoną ;)


A w ogóle to nie przepadam za świętami, poza tym, że jest trochę wolnego. Za dużo się w tym czasie "musi" - muszę być z rodziną, muszę przygotowywać wciąż te same potrawy, muszę je potem jeść, potem znowu rodzina, znowu jedzenie i tak przez trzy dni, choć po wigilii i tak wszyscy mają dość, a kobiety najchętniej leżałyby z nogami w górze aby w końcu dać wytchnienie żylakom. Niech miłośnicy świąt nie obrażają się, że bezczeszczę ich święty dzień, ale każdy może mieć swoje zdanie. Chyba powinnam w końcu założyć drugiego bloga na swoje dziwne przemyślenia a ten zostawić na robótki :)

Witam nowych obserwatorów i dziękuję za wszystkie komentarze :)

piątek, 7 grudnia 2012

Fioletowy post

Wspominałam już kiedyś, że fioletowy to kolor, za którym nie przepadam (poza śliwkowym), mimo to lubię coś czasem zrobić z cieniowanej Kai, którą dostałam kiedyś od Mikołaja ;) Ostatnio wykończyłam zaczęte bardzo dawno Różyczki, czyli kolejny wzór, który cieszy się szalonym powodzeniem

średnica ok 2cm
I jeszcze takie proste kwiatki z kryształkami. Jednak lepiej się udają z jednobarwnej nici, cieniowana lepiej się sprawdza w większych projektach, kiedy widać cały przedział barw.


A na koniec wisienka czyli sutaszowe Ślimaczki na wkrętkach. Jak mam ochotę zrobić coś sutaszowego, a nie mam pomysłu to zwykle powstają takie właśnie proste kolczyki. Nawet wiem, komu się będą podobały ;)

średnica ok 2 cm
W ogóle to zauważyłam, że małe kolczyki cieszą się większą popularnością niż te duże. W sumie trochę się nie dziwię - sama lubię raczej dyskretną biżuterię bo mam drobną buzię (w ogóle cała jestem w pewnym sensie drobna) i wielkie kolie przytłoczyły by mnie na amen. A co do kolczyków jestem wrażliwa na ich masę - ciężkie odpadają, no chyba, że na chwilę na jakąś super specjalną okazję... Dlatego tak lubię frywolitki - nawet największe koronki są lekkie jak piórko :)))

Kochane, dziękuję, że zostawiacie swoje komentarze. Czuję się zobowiązana odpowiedzieć na niektóre z nich :)
ewa_m - sama takich motylków nie nosiłam, ale ci co noszą nie skarżą się na drapiące czułki, choć do spania stanowczo się nie nadają. Osobiście polecam zakładać je czułkami na zewnątrz, wtedy są daleko od buzi i na pewno nie podrapią, zwłaszcza, że wiszą za pikotki, więc nie "merdają" się dziko podczas noszenia :)
Cypripedium, codzienna, EveArt, hand-megi - warto uczyć się nowych rzeczy, także tych, które wydają się przerażająco trudne. Kiedy ja pierwszy raz zobaczyłam frywolitkę, pomyślałam, że w życiu czegoś takiego nie zrobię. Ale potem pomyślałam "kto jak nie ja? inni potrafią to ja też!", zaparłam się i udało się :) z sutaszem i wire-wrapingiem (którego bynajmniej jeszcze nie opanowałam) miałam podobnie. Mi wystarczyła dobra książka, gazetka, tutorial, kilka porad mądrzejszych blogowiczek ;) hand-megi, zawsze możesz próbować sama :)

To się powymądrzałam ;P Jeszcze raz dziękuję za ciepłe słowa :*

Dziś z okazji Mikołaja zrobiłam sobie prezent w postaci 3 nowych, tureckich nitek do frywolitki :D ale jakoś wciąż nie czuję się spełniona. Nic na to nie poradzę, mam ochotę kogoś obdarować :) Wznawiam więc liczydło - łapcie dwójeczki na liczniku! Kto złapie i wyśle print skriina (mail w zakładce "kontakt") ten zostanie obdarowany jeszcze nie wiem czym, ale zapewne jakimiś kolczykami :)

Trzymajcie się ciepło! (u mnie mróz skrzypi, ale przyjemny)

środa, 5 grudnia 2012

Wałek ozdobny

A takiego wała Wam dziś pokażę ;P a dokładniej stary, kuchenny wałek przerobiony na element dekoracyjno-użytkowy. Ale od początku: przy remontowych porządkach znaleźliśmy w szufladzie stary drewniany wałek. Wałek kiedyś był używany zgodnie z przeznaczeniem, ale przez ostatnie ok 10 lat nikt go nie ruszał. O tym, żeby dotykać takim zakurzonym drewnem jedzenia nie było mowy, ale nie pozwoliłam go wyrzucić. W końcu to drewno - można zrobić dekupaż, albo coś namalować... Wałek został schowany i niedługo potem znalazłam dla niego idealne zastosowanie. Otóż żeby nasza "cudowna", stara kratka wentylacyjna była otwarta trzeba ją czymś obciążyć. A że wałek ciężki to nadał się idealnie. Pomalowałam rączki farbkami, dodałam dekupażowy ludowy wzorek i gotowe :)


Tym sposobem wałek powrócił do kuchni :) a folkowa stylizacja to celowy zabieg bo kuchnię mam urządzoną mniej więcej w stylu swojskiej chaty - malowane talerze ścienne, gliniane naczynia, stare meble, archaiczne ozdoby itd. Ozdobny wałek świetnie się z tym komponuje odblokowując przy okazji kratkę. Może w końcu nie trzeba będzie otwierać okna podczas gotowania... ;)


Trochę się światło odbiło :) i widać, jaka kratka obrzydliwa, ale farba śmierdzi więc z malowaniem czekamy do wiosny.

Serdecznie witam nowe obserwatorki - proszę, rozgośćcie się :)
moich stałych bywalców pozdrawiam
a wszystkim dziękuję za komentarze pod ostatnimi postami :)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Motyle

Stado motyli wleciało mi przez okno aby schować się przed zimą i śniegiem, którego nadejście musiały wyczuć, a który dziś w nocy obficie obsypał okolicę. Motyle zjawiły się u mnie już jakiś czas temu, ale długo, długo czekały na wciągnięcie nitek i czułki, bez których przecież nie mogły pokazać się publicznie :)


Miałam kiedyś w zwyczaju resztki nici z czółenka przerabiać na motylki bo jak już zwinę taką resztkę i schowam to przepadło - nie wrócę do niej nigdy. Błękitne są ze Snow White, zielone z Aidy a pozostałe z Kai. Zauważyłam, że sporo osób robi podobne motylki, ale tylko moje mają druciane czółki :D Nie mogę się oprzeć, żeby nie pokazać każdej pary z osobna ;)







To też jeden ze sztandarowych wzorów, jeśli chodzi o popularność, m.in. dlatego nie boję się robić ich hurtem. Bardzo lubię ten wzór, choć sama nie zatrzymałam dla siebie jeszcze żadnego motylka, właściwie nie wiem czemu...

Poza tym powstałe niedawno prace intensywnie się wykańczają a nowe się robią, w tym co nieco na drutach, w ramach odpoczynku od innych technik. W ogóle to ostatnimi czasy przerzucam się od robótki do robótki, przy żadnej długo nie wytrzymuję, codziennie robię po troszkę różnych rzeczy, zaczynam nowe, kończę bardzo stare, zaniedbuję bieżące, złoszczę się jak mi nie wychodzi... wstąpił we mnie jakiś niespokojny duch, co właściwie normalnie mi się nie zdarza, ale myślę, że to minie i niebawem wrócę do stanu wyjściowego :)

Pozdrawiam wszystkich tuzaglądaczy!

piątek, 30 listopada 2012

Sutaszowy naszyjnik

Wspominałam kiedyś-kiedyś, że oprócz włóczek i nici odziedziczyłam również całe pudełko sutaszu, który moja mama chciała wyrzucić (zgroza!). W sumie jest tego ok 300m (!) w 6 kolorach, także sporo. Było więcej ale jednej motek był cały pozaciągany i do niczego się nie nadawał. Sznurki te różnią się jednak nieco od tych dzisiejszych: są węższe, o wiele twardsze i sztywniejsze. Moja pierwsza próba poskromienia tego sznurka zaowocowała powstaniem takiego oto naszyjnika:




Na początku koncepcja była inna (bransoletka) ale okazała się kiepska więc wykombinowałam taki oto element, który został ostatecznie długim naszyjnikiem (długość mniej więcej do mostka - piersiowa ;)). W każdym razie łańcuszek jest na tyle długi, że można zakładać go przez głowę, zastanawiałam się nawet nad usunięciem zapięcia, ale na razie zostało.Początkowo miał wisieć na sutaszu, ale w czerni zarys sznurka się gubił, więc zdecydowałam się na ten czarny łańcuszek - trochę się odróżnia, ale nie za bardzo :) Poza tym, pierwszy raz zdecydowałam się nie podklejać tyłu pracy filcem - po prostu zabezpieczyłam końce sznurków klejem, żeby się nie strzępiły. Nawet ładnie się to gubi, z resztą tył nie jest do oglądania ;)

A jako, że dzisiejszy post taki krótki, to pozwolę sobie na małą reklamę ;)
Otóż wszystkim miłośnikom muzyki, zwłaszcza polskiego rocka polecam pierwsze utwory młodego zespołu Przester. Poniższy utwór zajął pierwsze miejsce na liście Demogramu. Chłopaki grają naprawdę fajnie, szczególnie, że dopiero się rozkręcają :) Polecam!



środa, 28 listopada 2012

Kombinacje i wyróżnienie

Prace mnożą się u mnie w postępie geometrycznym, a wszystko dlatego, że wzięłam się za kończenie pozaczynanych, których było sporo. W końcu udało mi się również sfotografować większość gotowców, ale będę się chwalić powoli i systematycznie :) Tak zauważyłam, że mam takie fazy - czasem co drugi dzień mam nowego posta a czasem przez miesiąc zupełnie nic.

Bransoletka to kombinacja sutaszowego elementu centralnego i sznurkowej "bazy". Sznurek oczywiście lniany, sutasz, masa perłowa (chyba) i drobnica, podklejona filcem. Ciekawa jestem co myślicie o takim połączeniu technik i materiałów? Już od dawna się do niego zbierałam :)



Poza tym zostałam wyróżniona przez Muslin Kiss taką oto nagrodą:



Z A S A D Y :
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował." 

Pytanie, które otrzymałam: 

1. Co wolisz kolczyki długie, krótkie czy wkrętki?
Lubię każdy rodzaj. Rozmiar dobieram zwykle do fryzury: rozpuszczone włosy - długie kolczyki, upięte włosy - mniejsze kolczyki :)

2. Najbardziej lubię się relaksować słuchając...?


Szumu deszczu za szybą.

3. Jaką cechę charakteru cenię najbardziej u innych osób?

"Towarzyskość" (nie wiem jak to zgrabniej nazwać), pewnie dlatego, że sama jestem cicha.

4. Najbardziej lubię zapach... ( np. kawy, wanilii.. nie chodzi mi o perfumy)

Kwitnących akacji.

5. Mój ulubiony kolor to..?

Niebieski, a dokładniej szafirowy.

6. Czy chodzisz do kosmetyczki? jeżeli tak to jak często?

Nie powiem, zdarzyło mi się być kilka razy (głównie przekłuwać uszy, wielokrotnie ;)) ale jakoś nie weszło mi to w nawyk. Jestem bardzo oszczędna (skąpa, po prostu skąpa) i szkoda mi pieniędzy na coś, co mogę zrobić sama w domu (za wyjątkiem kłucia uszu, bo takich rzeczy się nie podejmę), może nie tak dobrze jak w salonie, ale jednak - dla mnie maseczka to maseczka. Z resztą nie wierzę, że zabiegi uczynią mnie piękniejszą :)

7. Najpiękniejszy prezent jaki dostałaś?

Hmm... moja współlokatorka miała praktyki w przedszkolu. W moje urodziny zadzwoniła do mnie, po czym usłyszałam w słuchawce około dziesięcioro trzylatków wyśpiewujących "Sto lat". Nie lubię małych dzieci, ale to było strasznie fajne :) zwłaszcza, że ćwiczyły ten kawałek całe przedpołudnie i dały z siebie wszystko, paszczaki małe :)

8. Czego się boisz?

Mam lęk wysokości i klaustrofobię.

9. Używasz najczęściej balsamu, mleczka czy masła do ciała?

Aktualnie mam w szafce balsamy, ale i tak ich nie używam bo mi się nie chce :D

10. Co najchętniej czytasz?

Blogi, głównie robótkowe, ale zabrałam się też za Sapkowskiego i powoli celebruję każdy rozdział "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy" - ta książka to esencja życiowej mądrości!

11. Kolor Twoich włosów to...??

Miodowy blond, tak przynajmniej napisali na pudełku :D

Pytania, które ja wymyśliłam:
yyy...
no, dobra!
1. Melisa czy rumianek?
2. Ulubione warzywo?
3. Ulubiona przyprawa?
4. Kobiecość to według mnie...?
5. Męskość to według mnie...? 
6. Kropki (zwane przez niektórych "groszkami") czy paski?
7. Ulubiony krój sukienki/spódnicy?
8. Zamek błyskawiczny czy guziki?
9. Bazar czy supermarket?
10. Czego jeszcze nie umiesz ale chciałabyś się nauczyć?
11. Jaką "weselną zabawę" lubisz najbardziej? opisz!

Możnaby poddać w wątpliwość czy pytania faktycznie są sformułowane w trybie pytającym, ale nieważne. Do odpowiedzi na nie, i tym samym odbioru wyróżnienia, nominuję:

http://ewaem4.blogspot.com
http://pikotki.blogspot.com/
http://niecodziennie.blogspot.com/
http://miwa-art.blogspot.com/
http://aksa78.blogspot.com/ 
http://jedenjestrytm.blogspot.com/
http://martazare.blogspot.com/

Wiem, że wszystkie na to zasługujecie, ale dziś internet tak mi zamula, że ledwo mi się stronki ładuję (tyle czasu mi zajmuje wchodzenie na Wasze blogi, sprawdzanie, czy spełniacie warunki do wyróżnienia (liczba obserwatorów) i zostawianie komentarzy, że chyba zwariuję. Wyróżniłam więc 7 osób, może kogoś dodam, a może zostawię bo nie będzie mi się chciało ;p dużo osób wyłamuje się z zasad, ja dotrzymam przynajmniej częściowo :)

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i pozdrawiam!

PS. Olu - tak, teraz będzie mnie tu więcej i częściej (Kali mieć banana :D ). Postaram się też, żeby było ciekawie :)

poniedziałek, 26 listopada 2012

Frywolitka i fenoloftaleina

Jakoś nie mam weny na świąteczne gwiazdki, bombki i aniołki. Za to kolczyki, które ostatnio zrobiłam można od biedy uznać za świąteczne z powodu koloru. Zdjęcia nie oddają go takim jaki jest, a jest przepiękny: intensywny róż wpadający w czerwień, malinowy, coś trochę pod amarant, ale dla mnie ten kolor to fenoloftaleina w środowisku alkalicznym (taki tam odczynnik... zboczenie zawodowe ;)). W każdym razie to są właśnie nici, o których ostatnio wspominałam - Madame Tricote (tureckie). Okazały się boskie do frywolitek - cienkie, gładkie, podobne trochę do polskiej Muzy. Na razie powstały dwa klasyczne modele

Płatki śniegu nr 5
Małgorzatki, wersja bez drobnicy
Jestem z nich bardzo zadowolona, zwłaszcza z Małgorzatek, których dawno nie robiłam. Te trochę się różnią od pierwszej wersji bo nie mają drobnych koralików na brzegach i mają nowy rodzaj centrum czyli taki śmieszny kryształek w metalowej oprawie (o tym też ostatnio wspominałam). Niezbyt miło się pracuje z tymi kryształkami, ale wydaje mi się, że wyglądają bardziej elegancko niż koraliki, choć Swarovskich raczej nie przebiją.

Mam masę zaległości - sprężyłam się wczoraj i zrobiłam kilka sutaszowych drobiazgów a dziś wykończyłam bransoletkę i kilka par kolczyków i zrobiłam prościutkie "sklejki". Trochę mnie dziś roznosi w środku dlatego planuję zjeść coś i zabrać się za wykańczanie innych zaczętych drobiazgów. Zajrzałam dziś do takiego woreczka, w którym trzymam zaczęte ale nieskończone frywolitki i zastałam tam wielką, kotłującą masę wszystkiego, w tym chyba najwięcej motylków. Nie ma na co czekać, trzeba opanować ten bajzel dopóki jestem w stanie wyplątać się w tym gąszczu nitek.
A z dobrych wieści pochwalę się, że podłączyłam router (podziękowania dla K., który mi go pożyczył :)) i mam już internet wszędzie gdzie zechcę (a chcę głównie w moim pokoju) i nie muszę łazić z kompem i podłączać się do kabla :D

czwartek, 22 listopada 2012

Lawendy ciąg dalszy i różności

Szybciutko dodaję zdjęcie drobiazgu, o którym zapomniałam ostatnio. Może recykling to niewłaściwe słowo, ale lifting już jak najbardziej :) Zobaczyłam kiedyś na jarmarku dekupażowe wieszaczki i zamarzyłam, żeby mieć ich pełną szafę. Tamte były dużo ładniejsze od mojego, ale nie będę przecież kupować nowych wieszaków skoro mam całą szafę starych brzydaków w sam raz do obróbki. Oto pierwszy, zapewne nieostatni:


Zdjęcie zdecydowanie nie najlepsze bo nie złapałam dziś dobrego światła :/ Nadal nie mogę się przyzwyczaić do mieszkania w pokoju z natury ciemnym. Zdjęcia robione w "sypialni" wychodzą o niebo lepiej...

Pozostając w klimacie lawendowym pokażę Wam coś, co nie jest moim dziełem, ale szkoda mi go nie uwiecznić. Sweterek ten zrobiła sobie ś.p. babcia E. i był to chyba jej jedyny sweter zrobiony szydełkiem, do którego miała uraz od dzieciństwa (po koszmarnym śnie z szydełkiem w roli głównej :D) za to drutami babcia robiła cuda. Do rzeczy: sweter leży w szafie od lat bo nikt nosił go nie będzie ze względu na dość nietypowe proporcje i potworny, w mojej opinii, kolor. Dlatego też postanowiłam go spruć i przeznaczyć włóczkę na kontynuację mojej narzuty, gdyż dwie włóczki, które na ten cel przeznaczyłam okazały się za grube :/ Także zdjęcie ma charakter wyłącznie archiwalny, z drugiej strony mam nadzieję, że zmotywuje mnie do pokazania swetrów mojej produkcji, co bezskutecznie planuję zrobić już od dłuższego czasu.


Zdjęcie też niezbyt dobre, ale za to nieźle oddaje ten potworny odcień fioletu.

A na koniec moje postępy w hafcie, który bardzo mnie wciągnął. Nie jestem ekspertem, ale jak dla mnie to trudny obrazek - dużo szczegółów, monotonne kolory i co najgorsza pół krzyżyka jedną nitką, pół drugą. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam, na początku zupełnie nie wiedziałam jak to ugryźć, potem rozpracowałam swój własny sposób, nie wiem czy poprawny. Stąd pytanie do haftujących: czy wiecie jak to się naprawdę robi? (tzn. jak kratka oznaczająca krzyżyk we wzorze jest podzielona na dwie części, prosto lub na ukos, i każda z nich jest innym kolorem?)
Poza tym nikt nie podjął się odgadnięcia co będzie na obrazku. Teraz jest go już tyle, że łatwo się domyślić :) przynajmniej mi się tak wydaje


Podobno linie pojedynczą nitką robi się na końcu, ale musiałam spróbować, trochę z ciekawości, trochę dla urozmaicenia pracy :)

Poza tym obeszłam dziś trzy pasmanterie w poszukiwaniu drutów do robienia skarpetek i dopiero w trzeciej znalazłam nr 2. Jeszcze nr 3 by mi się przydały, ale może kupię jak będę w mieście. Chciałam też powiedzieć, że jestem po prostu zachwycona zaopatrzeniem pasmanterii nr 3 (poza tym, że drutów 3 nie mieli) - znalazłam tam takie... kryształki czy jak to tam nazwać, których nie mogłam nigdzie dostać a tu był mix kolorów i cena bardzo korzystna. Do tego znalazłam też nici, których nigdy wcześniej nie widziałam, tureckie, wydają się nadawać do frywolitek, i co najlepsze, piękne kolory! Najpopularniejszą chyba nitką do frywolitek jest Aida, którą robią w kolorach, ale cieńszych nici o fajnym splocie nie spotkałam kolorowych. Kupiłam więc jeden motek (też tanio!), jak tylko zrobię pierwszą próbę, to natychmiast zdam relację i podam nazwę nici :)
Mam nadzieję, że nie przynudziłam zbytnio. Ostatnio nie mam z kim pogadać, a o robótkach w ogóle nie bardzo mam z kim rozmawiać na żywo bo moi znajomi nie w temacie, a dla mężczyzn to w ogóle czarna magia :D

wtorek, 20 listopada 2012

Lawendowe dekupaże

Kto by pomyślał, że kiedykolwiek przyjdzie mi na myśl uczynić kolor fioletowy wiodącym motywem w wystroju mojego pokoju... a jednak. Stało się to przypadkiem, gdyż na narzutę, o której ostatnio wspominałam, wybrałam głównie odcienie fioletu bo to dla mnie kolor praktycznie bezużyteczny - kiepsko w nim wyglądam, za wyjątkiem ciemnej śliwki, i wyszedł z mody (jakby mnie to kiedykolwiek interesowało... :D). I z tego powodu na motyw zdobiący moje drobiazgi wybrałam lawendę. Uwielbiam dekupaże z lawendą i różami (i innymi kwiatkami w sumie też :)) ale zapachu lawendy nienawidzę, także lawendowy pokój lawendą pachniał nie będzie. Najlepiej żeby niczym nie pachniał bo nie lubię obcych  zapachów.

A teraz do rzeczy: zabrałam z domu taką fajną skrzyneczkę po takim fajnym napoju dębowym ;) skrzyneczka pomimo nazwy trunku wykonana z sosny. Zgubiłam gdzieś moją farbkę akrylową, ale że jestem po remontach to wykorzystałam białą farbę ścienną pozostałą z malowania sufitów. musiałam malować dużo razy bo skrzyneczka miała wypalone potężne logo z obu stron, ale udało się je zakryć. Do tego serwetka z motywem lawendy i gotowe. Lakieru też nie mam, ale chyba się obejdzie. Teraz jest idealnym schowkiem na moje przybory plastyczne: kleje, farby, pędzle, gąbki i inne.

Z tej samej serwetki wycięłam motyw bukietu, tym razem w całości, i ozdobiłam nim zwykłą deseczkę kuchenną. Uwielbiam deseczki kuchenne - to takie wdzięczne obiekty :) Deseczka ma zawisnąć na ścianie mojego pokoju, a właściwie to na kominie, zamiast obrazka. Brakuje mi tylko ładnej tasiemki, najlepiej fioletowej :)

Kolejny obiekt to recykling, czyli jak ze starego trupa zrobić coś ładnego. Ten stojak na serwetki znalazłam w piwnicy i prezentował się doprawdy żałośnie - późny Gierek w pełnej krasie, wyglądał jakby pochodził z prlowskiego baru mlecznego (takiego z łyżką na łańcuchu :)) albo sanatorium "Młodość" :/ nie jestem pewna, czy był w komplecie z meblami czy też jest to handmade dziadka Mi. ale czegoś takiego nie postawiłabym na stole chyba, że na imprezie w klimacie prl. Strasznie żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia "przed", ale już trudno. Paskudna krateczka zamalowana na biało, drewniane nóżki na fioletowo plus motyw lawendy z innej serwetki i gotowe. Mogło być lepiej ale nie mogło być gorzej, więc nie będę narzekać :)


Ajajaj! Zupełnie zapomniałam o dwóch innych lawendowych akcesoriach! Niestety światło już kiepskie i baterie na wykończeniu więc innym razem.

Haft z ostatniego posta tak mnie zaabsorbował, że siedziałam wczoraj z igłą do 3 w nocy :D Mam jeszcze w zanadrzu co najmniej jeden przedmiot do recyklingu dekupażowego, bardzo się cieszę, że nie pozwoliłam bratu go wyrzucić :) nie jestem miłośnikiem zbieractwa ale czasem pewne rzeczy warto zachować, ot choćby do przeróbki. A swoją drogą myślę, że jak dobrze pomyszkuję w piwnicy to znajdę jeszcze nie jedną nieoszlifowaną perełkę do mieszkania.
To chyba na tyle, zjem coś i zmaluję cosik do kuchni ;)

środa, 14 listopada 2012

To, czego nie powiedziałam wczoraj

Wczoraj miałam kiepski humor. Byliśmy na fajnej, spontanicznej wycieczce samochodem dookoła Gorców, ale jak to na spontanie, nie wzięliśmy jedzenia więc wracaliśmy głodni. Wiecie chyba jak to jest jak się już zacznie być głodnym to baton i ciastka nie pomogą. Mi w takiej sytuacji w zasadzie nic nie pomoże, ewentualnie góra jedzenia, koniecznie wysokotłuszczowego. Nigdy nie badałam cholesterolu, ale czasem myślę, że wynik mógłby mnie zaskoczyć... W każdym razie jak człowiek głodny to zły i denerwuje się byle czym.
A pokazać chciałam to, czym się ostatnio zajmuję. Podjęłam się ostatnio kilku naprawdę dużych wyzwań, to znaczy robótek wielkogabarytowych. Zacznę od haftu, który może jakiś ogromny nie jest, ale dawno, bardzo dawno nie haftowałam, dlatego idzie mi bardzo powoli, trochę się mylę, poprawiam itd. Specjalnie na ten cel musiałam dokupić mulinę i cena muliny DMC mnie zmiażdżyła. Naprawdę się cieszę, że mam spore zapasy muliny jeszcze po babci, teraz dopiero poczułam jakie są cenne :) tyle, że kolor nie zawsze taki jak potrzeba (choć kilka mi się przydało :))

Jak mi się będzie chciało ruszyć do pokoju i sprawdzić z jakiej to gazetki (poza tym, że starej) to dopiszę. Mogłabym powiedzieć Wam co przedstawia, ale jestem ciekawa, czy zgadniecie (ma ktoś ochotę zgadywać? w nagrodę uścisk ręki prezesa :)) Nie dość, że haftuję po części prl-owską muliną, to jeszcze na starej kanwie, również odziedziczonej po babci. Generalnie odziedziczyłam 3 materiały do haftu krzyżykami ale nie są szczególnie dobre bo szerokość i wysokość oczek nie są sobie równe. Ta kanwa jest w miarę znośna, choć boję się, że obrazek "rozwlecze" się w jednym kierunku i cała robota skończy się wielkim fejlem :/

A teraz kolejna duża rzecz, czyli kolejna serwetka wg Renulka. Poprzednią skończyłam w połowie bo porwałam się na pstrokate kolorki i potem nie udało mi się dokupić nici. Tym razem klasyczna biel. Mam nadzieję, że wytrwam dłużej, choć do końca pewnie nie dociągnę. Tak wygląda na tym etapie prac:

Biało na białym średnio widać, ale można powiększyć klikając :) Nie pamiętam co to za nici, kupiłam je na szydełko, ale jednak mają za mocny splot, wolę szydełkować miększymi. Już sporo dzisiaj napisałam, ale chciałam jeszcze trochę pogadać. Nie bez powodu na zdjęciu są uwiecznione czółenka. Przy okazji ostatniego wypadu do City zaszalałam i zakupiłam sobie "bursztynowe" czółenko. Wiele osób w sieci twierdzi, że te są najlepsze. Ja od początku aż po dziś dzień używałam tych z ruchomą szpulką i szydełkiem bo jak kupowałam to nie było innych. Porównując oba muszę przyznać bursztynowemu punkty za to, że wchodzi dużo więcej nitki, świetnie leży w dłoni, nie czepia się nitki (bo nie ma czym :)) i wydaje mi się, że pracuje się nim szybciej. To z szydełkiem też nie jest pozbawione zalet: dużo szybciej i wygodniej nakłada się nitkę, łatwiej się "dozuje" jej ilość i ma szydełko, które co prawda się czepia, ale jest non stop pod ręką i nie trzeba odkładać czółenka, żeby przewlec nitkę :) Więcej na ten temat pisała kiedyś Koroneczka, ciekawskich odsyłam na jej bloga, na którym z resztą jest wiele innych ciekawych artykułów :)

Skoro już zdradzam swoje sekrety to dodam jeszcze, że największą rzeczą na warsztacie jest szydełkowa narzuta na łóżko. Zdjęć nie pokażę, na razie mam ok połowy roboty i już mam trochę dość. Fajna narzuta to coś, czego mój nowy pokój bardzo potrzebuje. Jest to również świetny sposób na recykling starych włóczek (również przejętych po obu robótkujących babciach), zwłaszcza tych, które występują w mało praktycznych ilościach lub kolorach, których nie zamierzam na siebie zakładać ;)

Ale się dziś nagadałam. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, trochę do pokazania :) dzisiejszy post był nietypowy, bo zwykle wolę nie pokazywać rzeczy nieskończonych, ale jakoś tak mnie wzięło... w sumie czemu nie miałybyście zobaczyć moich postępów :) Pozdrawiam!

wtorek, 13 listopada 2012

Wire wraping po raz drugi

Cześć :) jakoś nie mogłam się zebrać na posta. Może dlatego, że nie znalazłam jeszcze dobrego miejsca do robienia zdjęć, a trochę też dlatego, że pochmurno jest i szaro.
Skończyłam wreszcie swoją pierwszą wrapingową rzecz. Wzorowałam się na kolczykach Oli (klik), ale nie wyszło mi tak ładnie. Poza tym nie umiałabym zrobić drugiego, więc zostało pojedyncze cuś, które zostało ostatecznie breloczkiem z łańcuszkowymi "wąsami". Widziałam coś podobnego w empiku, oczywiście za straszne pieniądze.
Oto mój breloczek na bazie czarnego onyksu:




Dobra, dzisiejszy dzień jest trochę dziwny i trochę nerwowy, więc nie będę się więcej rozwodzić na żadne tematy. Jutro mam nadzieję napisać na spokojnie (przy akompaniamencie młota do rozkuwania ścian ;))

poniedziałek, 29 października 2012

Wire wraping po raz pierwszy

Witajcie! Długo mnie nie było. Na szczęście wróciłam, tym razem z dostępem do internetu :) koniec z prowizorką i szukaniem knajpy z wifi :D
Robótkowo trochę się u mnie działo i dzieje, ale raczej monotonnie. Mój Duży Projekt jest w 1/3 zrobiony, ostatnio zbierałam do niego kolejne materiały i siły, bo to duża i nudna szydełkowa robota. W międzyczasie zdążyłam przerobić sobie pewien sweterek, ale tradycyjnie zapomniałam o zdjęciach a sweterek został u rodziców :/
Tymczasem podkusiło mnie do zapoznania się z drucikami :) Dzięki Oli z bloga Pikotki i inne kotki, która udzieliła mi cennych wskazówek, udało mi się zgromadzić najpotrzebniejsze materiały (czyli druciki odpowiedniej grubości) i przystąpić do dzieła. Trochę się namęczyłam, nie powiem, ale myślałam, że będzie mnie to kosztowało więcej nerwów. W każdym razie nie zraziłam się i nawet mi się to spodobało :)
Kolczyki, które dziś pokazuję nie są pierwszym tworem, jak spłodziłam, ale ten najpierwszy czeka na wykończenie bo zamierzam zrobić z niego coś użytecznego. Te kolczyki były następne:

Koraliki są luźno nawleczone na drucik, więc zmieniają swoje położenie podczas wszelkich ruchów - mi się to podoba :)
 A potem były te:
Są oczywiście niedociągnięcia, ale przecież na początku nie może być idealnie :) Mam jeszcze co nieco zaczęte, ale pokażę, jak będzie gotowe. To taka praca na spontanie, sama nie wiem, jak skończę :D
Przy okazji dziękuję Ci, Olu za porady i przesłane pomoce :) Przede mną daleka droga ale pierwsze koty za płoty!

Czytam na Waszych blogach, że w wielu miejscach spadł już śnieg. Melduję, że u mnie też :) Dziś od samego rana jest niezła zadymka, czuję, że w drodze do sklepu muszę wypróbować nowozakupione buty jesienno-zimowe (wyglądają na zimowe, ale jak znam swoje zimne stopy to nie wystarczą mi na mrozy). Co za szczęście, że je kupiłam, inaczej zostałabym na śniegu po kostki w adidasach :)
Zobaczcie, jaki mam dziś widok z okna "sypialni":

Zimowy krajobraz przypomina mi, że czas złapać za druty i wydziergać nową czapkę i rękawiczki (znalazłam w domu bardzo fajną włóczkę :))
Tymczasem trzymajcie się ciepło i nie dajcie się przymrozkom!