Witajcie!
dzisiejszy post miał być o czymś innym, ale okazało się, że na realizację ambitnego planu potrzebuję trochę więcej czasu (pracuję nad tym od lipca, z przerwami oczywiście). Mam nadzieję, że uda mi się sprostać wyzwaniu i że moje starania zyskają aprobatę. Ale o tym kiedy indziej :)
Tematem zastępczym na dziś będą dwie pary kolczyków Anita. Wzór pojawił się niedawno tutaj i tak mi się spodobał, że skusiłam się na wypróbowanie innych aranżacji (link do wzoru).
Z brązowych jestem średnio zadowolona, czegoś im brakuje ale sama nie wiem czego... może trzeba było zamontować monetki bliżej siebie... a propos monetek - to odzysk z kompletu kupionego w jakimś "wszystko po 2 złote". Jak sobie powiększycie zdjęcie to zobaczycie jak piękną podobiznę królowej Elżbiety wybito na tej walucie - wygląda jak posąg z Wysp Wielkanocnych :D
Białe są o niebo lepsze, z nich jestem w pełni zadowolona. Zrobiłam je z białego kordonka ze srebrną nitką. Użyłam też koralików, które kupiłam na samym początku mojej przygody z frywolitkową biżuterią (a właściwie frywolitką jako taką) czyli jakieś... 6 lat temu :-) Został mi jeszcze jeden taki listek, może wymyślę jakiś naszyjnik. Kolczyki wpisują się w ślubną stylówę, od niedawna obecną na moim blogu :) Załapały się nawet na sesję zdjęciową - tą podczas której fotografowałam Małgorzatkowy komplet ślubny i motyli naszyjnik.
Doszłam do wniosku, że zdjęcia "na ludziu" są bardzo fajną sprawą - dają lepszy pogląd na całość i nie generują tych okropnych cieni, które notorycznie robią się "na płasko". Jeden minus jest taki, że przygotowanie takiej pseudosesji to kupa roboty - trzeba się przebrać, uczesać, znaleźć miejsce z najlepszym światłem, ustawić gdzieś lusterko (bo to zdjęcia "z rąsi"), narobić się tych zdjęć, żeby potem wybrać nieliczne i jeszcze poprzycinać i obrobić. Fajnie by też było zrobić makijaż, ale ostatnia sesja była metodą leniwcową - pomalowałam tylko usta a skórę na twarzy i dekolcie wyretuszowałam na kompie, podobnie zresztą jak odstające kosmyki. Takie małe oszustwo ;-)
Dziękuję za wszystkie komentarze i ciepłe słowa pod poprzednimi posami :-)
Wyplatanki, nie taki diabeł straszny z tym farbowaniem. Fakt, trzeba mieć chwilę czasu i efekty są trudne do przewidzenia, przynajmniej na początku (tak podejrzewam ;)), ale uważam, że warto. Można też kupić dużą szpulę dobrej nici i naprodukować sobie małe moteczki w różnych kolorach - oszczędzimy czas i miejsce a do zrobienia kolczyków potrzeba naprawdę niewiele, osobiście udało mi się zużyć tylko czarną Aidę, reszta robi bałagan ;-)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich zaglądających!
Sorry, no time to translate, again :(((
Sorry, no time to translate, again :(((