Kto by pomyślał, że kiedykolwiek przyjdzie mi na myśl uczynić kolor fioletowy wiodącym motywem w wystroju mojego pokoju... a jednak. Stało się to przypadkiem, gdyż na narzutę, o której ostatnio wspominałam, wybrałam głównie odcienie fioletu bo to dla mnie kolor praktycznie bezużyteczny - kiepsko w nim wyglądam, za wyjątkiem ciemnej śliwki, i wyszedł z mody (jakby mnie to kiedykolwiek interesowało... :D). I z tego powodu na motyw zdobiący moje drobiazgi wybrałam lawendę. Uwielbiam dekupaże z lawendą i różami (i innymi kwiatkami w sumie też :)) ale zapachu lawendy nienawidzę, także lawendowy pokój lawendą pachniał nie będzie. Najlepiej żeby niczym nie pachniał bo nie lubię obcych zapachów.
A teraz do rzeczy: zabrałam z domu taką fajną skrzyneczkę po takim fajnym napoju dębowym ;) skrzyneczka pomimo nazwy trunku wykonana z sosny. Zgubiłam gdzieś moją farbkę akrylową, ale że jestem po remontach to wykorzystałam białą farbę ścienną pozostałą z malowania sufitów. musiałam malować dużo razy bo skrzyneczka miała wypalone potężne logo z obu stron, ale udało się je zakryć. Do tego serwetka z motywem lawendy i gotowe. Lakieru też nie mam, ale chyba się obejdzie. Teraz jest idealnym schowkiem na moje przybory plastyczne: kleje, farby, pędzle, gąbki i inne.
Z tej samej serwetki wycięłam motyw bukietu, tym razem w całości, i ozdobiłam nim zwykłą deseczkę kuchenną. Uwielbiam deseczki kuchenne - to takie wdzięczne obiekty :) Deseczka ma zawisnąć na ścianie mojego pokoju, a właściwie to na kominie, zamiast obrazka. Brakuje mi tylko ładnej tasiemki, najlepiej fioletowej :)
Kolejny obiekt to recykling, czyli jak ze starego trupa zrobić coś ładnego. Ten stojak na serwetki znalazłam w piwnicy i prezentował się doprawdy żałośnie - późny Gierek w pełnej krasie, wyglądał jakby pochodził z prlowskiego baru mlecznego (takiego z łyżką na łańcuchu :)) albo sanatorium "Młodość" :/ nie jestem pewna, czy był w komplecie z meblami czy też jest to handmade dziadka Mi. ale czegoś takiego nie postawiłabym na stole chyba, że na imprezie w klimacie prl. Strasznie żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia "przed", ale już trudno. Paskudna krateczka zamalowana na biało, drewniane nóżki na fioletowo plus motyw lawendy z innej serwetki i gotowe. Mogło być lepiej ale nie mogło być gorzej, więc nie będę narzekać :)
Ajajaj! Zupełnie zapomniałam o dwóch innych lawendowych akcesoriach! Niestety światło już kiepskie i baterie na wykończeniu więc innym razem.
Haft z ostatniego posta tak mnie zaabsorbował, że siedziałam wczoraj z igłą do 3 w nocy :D Mam jeszcze w zanadrzu co najmniej jeden przedmiot do recyklingu dekupażowego, bardzo się cieszę, że nie pozwoliłam bratu go wyrzucić :) nie jestem miłośnikiem zbieractwa ale czasem pewne rzeczy warto zachować, ot choćby do przeróbki. A swoją drogą myślę, że jak dobrze pomyszkuję w piwnicy to znajdę jeszcze nie jedną nieoszlifowaną perełkę do mieszkania.
To chyba na tyle, zjem coś i zmaluję cosik do kuchni ;)
Strasznie fajne przeróbki! Pudełeczko jest starsznie fajne - przydało by mi się takie :) Fajnie sobie poradzilaś z tym prl'owskim reliktem :) Pozdrawiam i czekam na reszte!!!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię prowansalski decoupage :) Twoje pracę są klimatyczne.
OdpowiedzUsuńPrzemiana serwetnika bardzo udana, zresztą cały komplet bardzo mi się podoba. Też mam kilka przedmiotów które należałoby poddać przemianie, może wybiorę się do mojej zaprzyjaźnionej pracowni i też coś odmienię na nowy model. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gdybyś nie napisała, nawet bym nie pomyślała, że coś jest z recyklingu. Wszystko super wyszło. =)
OdpowiedzUsuńPiękne rzeczy! Dlatego nominowałam Cię do Liebstera :) Zapraszam do mnie po szczegóły - muslin-kiss.blogspot.com
OdpowiedzUsuń:*
Mmm... Lawenda :) Uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńŚliczne rzeczy :)
Pozdrawiam ciepło :]